Nowy Londyn na Antypodach: Melbourne

Zapewne wszyscy podróżnicy nie mogą doczekać się już swobody, otwarcia granic oraz powrotu do normalności. Umierające z nudów zakurzone paszporty leżące zapomniane gdzieś na półce pod stosem papierów… W oczekiwaniu na tak utęstnioną swobodę, postanowiłem powrócić pamięcią do mojej australijskiej przygody, którą przeżyłem na krótko przed ogólnoświatowym paraliżem.

Lokalizacja Melbourne na mapie Australii

Większości z nas pierwszym miastem, które przychodzi do głowy, gdy myślimy o Australii, jest Sydney. Chyba każdy z nas kojarzy słynny budynek opery z dachem w kształcie żagli, czy też pobliski Harbour Bridge. Gdy nasze myśli kierujemy natomiast ku Melbourne, miasto to zdaje się nie posiadać symboli rozpoznawalnych aż na taką skalę.

Dla wielu mieszkańców symbolem miasta stał się masywny budynek stacji kolejowej przy ulicy Flinders oraz pobliski Plac Federacji. Plac Federacji, nieco kontrowersyjny, bo inny, nietypowy, nowoczesny. Inny, ale mieszkańcy zdają się go już akceptować. Przyzwyczaili się do niego, wchłonęli go, uznali za swój.

Nieformalny symbol Melbourne: stacja przy ulicy Flinders (niedzielny poranek)

Drugie pod względem wielkości miasto Australii, Melbourne, odwiedzić chciałem już wcześniej. Tak się jednak zawsze skadało, że w ostatniej chwili zauroczenie jakąś inną destynacją brało górę i wyjazd do stolicy stanu Wiktoria odkładany został siłą rzeczy na dalszy plan. Powodem tego nie była bynajmniej wątpliwa atrakcyjność Melbourne. Miasto stanowi bowiem niezwykle ciekawą mieszankę kultur, jest nowoczesne i pięknie położone nad zatoką Port Phillip u ujścia rzeki Yarra, a przez 7 lat z rzędu uznane było przez brytyjski tygodnik The Economist za najprzyjemniejsze do życia miasto (2011-2017) świata, uznając wreszcie wyższość(?) Wiednia, czy też raczej dając szansę natrętnie depczącej mu od lat po piętach stolicy Austrii.

Z lewej strony widoczna kopuła stacji Flinders, a tuż obok Katedra Św. Pawła

Kwestię wyjazdu do Melbourne przesądził bilet lotniczy linii Philippine Airlines w bardzo okazyjnej cenie. Dodatkowo jednodniowy pobyt w stolicy Filipin Manilii umożliwiał mi krótkie zapoznanie się z tym ogromnym miastem, na które kilkuset letnie rządy hiszpańskie wywarły bardzo duży wpływ.

Pierwszym niejako wyzwaniem była decyzja o wyborze ubrania na lot z Manilii do Melbourne. Filipiny do kraj skąpany w słońcu przez okrągły rok, natomiast początek września to w Australii końcówka, aczkolwiek, zimy. Miasto przywitało mnie zaledwie ośmioma stopniami, a dość wysoka wilgotność powietrza potęgowała odczucie chłodu. Byłem dość zaskoczony, ponieważ sześć lat wcześniej podczas wrześniowej wizyty w Sydney, stolica stanu Nowa Południowa Walia zgotowała mi nieco cieplejsze przywitanie. Coś jednak musi być na rzeczy, bo przyglądając się temperaturom dla całego kraju podczas pogodowych wiadomości, trudno było nie zauważyć, że im dalej na południe, tym temperatury nieco niższe. Przed wyjściem z lotniska z dużą satysfakcją wyjąłem z walizki gruby wełniany bluzo-sweter, który miał się stać moim najlepszym kompanem w podróży przez najbliższy tydzień.

Katerda św. Pawła oraz przylegający do niej Plac Federacji

Na temat samej pogody w Melbourne można by powiedzieć bardzo wiele. Miasto słynie bowiem ze swojej pogodowej nieprzewidywalności. Mówi się, że tego samego dnia doświadczyć można w nim cech charakterystycznych dla wszystkich czterech pór roku.

Niedzielny poranek, puste i ciche jeszcze ulice. Miałem wrażenie, że całe miasto należy do mnie. Pierwsze wrażenia z Melbourne były bardzo dobre. Przyznam szczerze, że przyjeżdzając do kraju zachodniego, w którym mówi się po angielsku, czułem się bezpiecznie. Nie to, że będąc w Omanie czy Macao czułem się zagrożony. Nie czułem się, ani przez moment. Mam tu na myśli podświadome poczucie bezpieczeństwa, pewność siebie, brak szoku kulturowego. Być może zabrzmi to dla kogoś śmiesznie, ale wyznacznikiem bezpieczeństwa na ulicach Melbourne był fakt, że ludzie bez skrępowania i bardzo otwarcie korzystali ze swoich telefonów komórkowych. Po kilku wcześniejszych podróżach do innych zakątków świata wiem, że nie wszędzie można sobie na to pozwolić.

Melbourne pnie się w górę, o czym świadczy duża liczba dźwigów na horyzoncie

Osobiście, Melbourne postrzegam jako mieszankę Londynu i Nowego Jorku ze zdecydowanymi australijskim akcentami. Stąd też tytuł niniejszego wpisu. Układ ulic przywodzi na myśl ulice Manhattanu. Bardzo łatwo odnaleźć się w Melbourne, zwłaszcza jego części biznesowej, gdzie znaleźć można wiele turystycznych atrakcji miasta. Niewątpliwie integralną częścią krajobrazu są tramwaje. Podczas gdy wiele metropolii na świecie zrezygnowało z tej formy transportu publicznego na rzecz metra czy zwiększonej liczby autobusów, Melbourne uczyniło z niego atrakcję samą w sobie. Miasto ma przez to bardzo ciekawy, europejski, powiedziałbym, klimat. To właśnie między innymi wspomniany przeze mnie „australijskie akcenty”, ponieważ, jak wiadomo, ani w Londynie, ani w Nowym Jorku tramwajów na ulicach nie uświadczymy. Wspaniałą rzeczą w Melbourne jest to, że w centrum miasta przejazdy tramwajami są darmowe. Dla licznych turystów odwiedzających Melbourne przygotowany został nawet specjalny tramwaj numer 35, na pokładzie którego z głośnika płyną informacje o mijanych właśnie atrakcjach.

Tramwaje linii 35 na ulicach Melbourne
Ogród Botaniczny. Pomnik Edwarda VII, króla Zjednoczonego Królewstwa Wielkiej Brytanii i Irlandii,  dominiów brytyjskich oraz cesarza Indii

Społeczeństwo Melbourne to etniczna mieszanka. Na ulicach dostrzec można mnósto Azjatów, w tym Hindusów. Zaciekawił mnie fakt, że bardzo niewiele jest natomiast osób czarnoskórych. W Muzeum Imigracji, mieszczącym się w biznesowej części miasta, dowiedziałem się, że imigracja na dużą skalę z Afryki do Australii to dopiero niedawne zjawisko, a Europa i Azja są tradycyjnie największymi źródłami migracji do tego kraju. Afrykańscy Australijczycy pochodzą z różnych środowisk rasowych, kulturowych, językowych, religijnych, edukacyjnych i zawodowych. W latach 2005–2006 wśród stałych osadników przybyłych do Australii było 4000 mieszkańców RPA i 3800 Sudańczyków, co stanowiło odpowiednio szóste i siódme co do wielkości źródło imigrantów.

Przechodnie na ulicach Melbourne

Pierwsze kroki po przyjeździe skierowałem ku wieży Eureka nad rzeką Yarra. Jest to obecnie trzeci najwyższy budynek w Australii. Niesamowity widok z tarasu widokowego pozwolił mi zaznajomić się z topografią miasta, co ułatwiło mi jego późniejszą eksplorację. Duże wrażenie zrobił na mnie widok pobliskiej stacji przy ulicy Flinders wraz z jej rozległym torowiskiem oraz majestatycznej katedry Świętego Pawła. Z góry jeszcze wyraźniej dostrzeć można było, że w Melbourne bardzo dużo się buduje. Liczba pracujących na horyzoncie dźwigów może i psuła trochę odczucia estetyczne, jednak niewątpliwy jest fakt, że w ten właśnie sposów Melbourne pokazuje jak zamożną i nowoczesną jest metropolią.

Z wieży Eureka można również bez problemu dostrzec stadion olimpijski, otwarty w 1854 roku. Był on główną areną wydarzeń Letnich Igrzysk Olimpijskich w 1956 roku oraz Igrzysk Wspólnoty Brytyjskiej w roku 2006. Znany jako MCG, jest to największy stadion w Australii jak i na całej półkuli południowej, mogący pomieścić 100 tysięcy widzów, oraz największe na świecie boisko do gry w krykieta.

Katedra Św. Pawła z widoczną stację przy ulicy Flinders, Placem Federacji oraz stadionem MCG u góry po prawej stronie

Miasto słynie ze swoich klimatycznych, wąskich alejek, w których mieści się mnóstwo przeróżnych kawiarni oraz restauracji. Mieszkańcy Melbourne to kawosze, a kultura picia kawy w mieście jest niemal kulturowym fenomenem. Kiedy myślimy o słownikowej „kulturze kawy”, wyobrażamy sobie zazwyczaj paryskie kawiarnie czy włoskie bistra. Co natomiast z Australią? Niewtajemniczeni nie zdają sobie sprawy z tego, że słynące z najlepszej kawy na świecie palarnie i bariści w Melbourne należą do najwybitniejszych i najbardziej innowacyjnych na świecie. Miłość Melbourne do kawy sięga czasów przybycia imigrantów z Włoch i Grecji po drugiej wojnie światowej. Kiedy pokolenie imigrantów przywiozło do Melbourne swoje ukochane ekspresy do kawy w europejskim stylu, boom na espresso w latach pięćdziesiątych szybko stał się sposobem na życie. Od roku 2000 i „trzeciej fali” popularności tego napoju, bez którego wielu z nas nie wyobraża sobie początku dnia, sposób, w jaki w Melbourne przyrządza się kawę, przekształcił się w wyjątkową formę sztuki.

Kawiarnie w jednej z licznych alejek Melbourne

W mieście znaleźć można restauracje serwujące kuchnie ze wszystkich zakątków świata. Niemniej jednak chyba najwięcej jest miejsc specjalizujących się w potrawach z Półwyspu Apenińskiego i Peloponezu. Australijczycy pochodzenia włoskiego stanowią trzecią co do wielkości grupę etniczną w Australii, a język włoski jest trzecim najczęściej używanym językiem w tym kraju. Włoska imigracja wywarła znaczący wpływ na żywność i kulturę Australii. Włosi bardzo mocno zmienili kulturę kulinarną tego kraju. Ich wpływ sięga lat siedemdziesiątych XVIII wieku, kiedy Australijczycy mieli bardzo małe zapasy żywności. Włoscy imigranci wprowadzili oliwę z oliwek, makarony, pizzę, cappuccino, sałatki i wino, które stały się integralnymi częściami kuchni australijskiej. Natomiast grecka społeczność Melbourne jest jedną z największych społeczności greckiej diaspory na świecie, a Melbourne to miasto z największą populacją greckojęzyczną poza Grecją. Grecka imigracja do stanu Wiktoria rozpoczęła się w latach pięćdziesiątych XIX wieku wraz z gorączką złota.

Kanjpki w jednej z alejek Melbourne
Kolorowe alejki w Melbourne

Choć Melbourne to duże miasto, niekiedy wydawać się może mniejsze niż w rzeczywistości dzięki zwartej sieci śródmiejskiej z siecią alei biegnących niczym naczynia włosowate od głównych arterii. Historia miasta obnażona jest w jego uliczkach, alejkach i arkadach, mniej lub bardziej ukrytych, niejasnych, zacienionych, cichych, a niekiedy celowo głośno obwieszczających swoją obecność światłami i kolorowym graffiti. Każda aleja zawiera w sobie coś wyjątkowego: motyw, atmosterę, specyfikę miejsca; każda arkada nosi znamiona swojej epoki. Jedynym sposobem, aby dobrze poznać sekrety Melbourne i zrozumieć je, jest zagubić się w tej fascynującej plątaninie uliczek.

Kolorowe graffiti w plątaninie uliczek i arkadach Melbourne
Każde graffiti ma swoją histrię i nawiązuje do specyficznego wydarzenia lub panującej niegdyś mody

Miejscem, które wywarło na mnie chyba największe wrażenie było Old Melbourne Gaol, czyli budynek, który w latach 1845-1924 służył jako więzienie. Obecnie muzeum, budynek znajduje się w samym centrum miasta i w fascynujący sposób wpisuję się w historię Melbourne. Przetrzymywano i stracono w nim niektórych z najbardziej znanych australijskich przestępców. Obecnie w trzykondygnacyjnym muzeum prezentowane są informacje i pamiątki po więźniach oraz personelu, w tym maski pośmiertne niektórych ze 133 straconych przestępców. Ciche, ponure wnętrze, grube kamienne mury i możliwość zwiedzania wnętrz cel niewątpliwie dostarczają zwiedzającym mieszanych uczuć. Z jednej strony niejakiego podświadomego strachu i niepokoju, z drugiej – pokory wobec budzącego respekt wymiaru sprawiedliwości, z jeszcze innej, bezsilności – zwłaszcza, gdy pozna się historię niewinnie skazanego i straconego Colina Campbella Rossa.

Wnętrze Old Melbourne Gaol

Niewątpliwie oryginalną formą zwiedzenia czy też zapoznania się z topografią Melbourne jest lot balonem nad budzącym się do życie miastem. Loty odbywają się tuż przed wschodem słońca, ponieważ to właśnie wtedy wiatr jest najsłabszy, a zarazem najbezpieczniejszy. Melbourne to jedno z nielicznych i największych miast na świecie, które zazwala na takie przeloty. Nieprawdą jest, że na tę nielada atrakcję decydują się tylko i wyłącznie turyści. Podczas mojego lotu razem ze mną w koszu znajdowały się również osoby miejscowe, które zaraz po locie udały się najwyczajniej w świecie do pracy.

Centrum Melbourne tuż po wschodzie słońca
Widok na rzekę Yarra o poranku

Ja natomiast udałem się ogrodu zoologicznego, założonego w roku 1862. No bo jak można, będac w Australii, nie ujrzeć na własne oczy kangurów, koali, dziobaków, diabłów tasmańskich oraz innych przedstawicieli fascynujacej australijskiej fauny? Naprawdę warto również wydać parę groszy ekstra za możliwosć krótkiego poobcowania przez chwilę twarza w twarz z wybranym gatunkiem. Niewątpliwie bardzo interesującym miejscem jest motylarnia, która daje możliwość spacerowania wśród wielobarwych motyli, które chętnie przysiadają to na głowach, to na ramionach zwiedzających. Dla miłośników natury i pięknych krajobrazów obowiązkowym punktem wizyty w Melbourne będzie wycieczka na południowy-wschód, nad ocean.

Bliskie spotkanie kangurzego stopnia

Great Ocean Road (oznaczana jako droga stanowa B100) to malownicza trasa o długości 243km, biegnąca wzdłuż południowo-wschodniego wybrzeża Australii, pomiędzy miastami Torquay i Allansford w stanie Wiktoria. Droga, wraz z położonymi przy niej parkami narodowymi oraz charakterystycznymi obiektami (m.in. Dwunastu Apostołów) jest jedną z najważniejszych atrakcji turystycznych Australii. Budowa drogi rozpoczęła się we wrześniu 1919 roku. Wybudowana została jako pomnik żołnierzy poległych na frontach I wojny światowej przez około 3000 żołnierzy, którym po wojnie udało się szczęśliwie powrócić do odległego kraju. Było to przedsięwzięcie niezwykle trudne. Budowa wykonywana była ręcznie. Używano przy niej materiałów wybuchowych, kilofów i łopaty. Niekiedy praca okazywała się być bardzo niebezpieczna i nie obyło się bez ofiar śmiertelnych. Widoki zapierają dech w piersi. Majestatyczne formacje skalne wyłaniające się z oceanu, strome zbocza, spienione fale oraz piaszczyste plaże unaaczniają zwiedzającym siłę i potęgę matki natury.

Formacje skalne Dwunastu Apostołów
Formacje skalne na Great Ocean Road

Krótki wypad poza miasto na malownicze wybrzeże pozwala nieco odetchnąć od zgiełku wielkiej metropolii. Jednak mnie osobiście Melbourne nie przytłaczało, nie męczyło. Zdawało się być dla mnie dobrze „ułożone” i uporządkowane. Stolicę stanu Wiktoria bardzo często porównuje się z Sydney. Oba miasta chciałyby być uważane za to „najlepsze”. Co to jednak znaczy „najlepsze”? Pod jakim względem najlepsze? Niewątpliwie trudno konkurować z tym, co do zaoferowania ma Sydney, bo widok słynnej opery na tle zatoki i słynnego mostu rzeczywiście trudno przebić. Jednak równie ważna co krajobraz i topografia jest kultura i swoisty duch miasta. A ducha Melbourne z pewnością nie brakuje. Uważane jest ono za najbardziej europejskie miasto w Australii. Ponieważ jest to wyjątkowo młody kraj, nie ma takiej historycznej architektury, jaką można znaleźć w Europie. Niemniej jednak miastu udaje się zachować europejski urok, zarówno dzięki pięknym budynkom, jak i wielokulturowemu stylowi życia. Są tu ukryte uliczki i kawiarnie, sztuka uliczna i całodobowe życie nocne. Na pewno warto wybrać się do obu tych miast, aby samemu przekonać się, które z nich przekona nas do siebie bardziej.

Mały kangurek tymczasem, w oczekiwaniu na turystów, umila sobie poranek codzienną dawką jogi.

One thought on “Nowy Londyn na Antypodach: Melbourne

Dodaj komentarz

Design a site like this with WordPress.com
Rozpocznij